piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 1



   -To jej kolej?
   -Tak, ktoś musi być w tym tygodniu. 
   -Wiem.
   -Nie zamartwiaj się takimi drobnostkami. Jej czy jego kolej, kogoś zawsze musi być! Zaufaj mi, zajmowałem się tym przez całą wieczność. No dalej, załatw to. Będziemy mieli z ciebie trochę korzyści.
   -Dobrze, ale...
   -Żadnych ale, już ustaliliśmy. Nie chcę już więcej o tym słyszeć. Bierz się do roboty.

Rozłączył się, znowu.  Mattias spojrzał na wyświetlacz telefonu. Kilka kropel deszczu przykleiło się do niego. Chłopak był cały przemoczony. Już od dwudziestu minut stał na deszczu i czekał na dobrą okazję. I co ja powinienem zrobić?  Wyszedł z cienia i skierował się w stronę mostu. Oparł ramiona na zimnych, metalowych poręczach i spojrzał w dół na przejeżdżające samochoty. Mattias wziął głęboki oddech. Niedługo wzejdzie słońce.

Zahra jechała na zboczach góry w kierunku mostu. Łańcuch jej roweru ocierał osłony wydając nieprzyjemny dźwięk, ale ona słyszała tylko muzykę dudniącą w słuchawkach. Małe chmurki dymu wydostawały się z jej ust gdy śpiewała kolejne zwrotki piosenki.

Na moście stał chłopak w czarnej bluzie, zwrócony plecami do niej. Prawie o nim nie myślała. Był jak cień między dwoma lampami, ale mimo wszystko gdy przejeżdżała obok spojrzała w jego stronę.  Było coś znajomego w jego twarzy.

Ale chwileczkę! Nie stał on plecami do niej? Obróciła się by się upewnić. Chłopak stał tam i patrzył na nią niewidomym wzrokiem. Tak, jakby jej wcale tam nie było.  Ale jak...? Nie zdąrzyła nawet dokończyć myśli, gdy wjechała prosto w płot. Przednie koło utknęło między białą, metalową poręczą a sam rower gwałtownie przechylił się do przodu. Zahra przeleciała nad barierą. Wylądowała dokładnie w krzakach i wpatrywała się w szaro-chmurne niebo.
   -Cholera!
Podparła się ostrożnie i usiadła. Obmacywała swoje ciało, by sprawdzić czy niczego nie złamała. Nie wyglądało na to. Podniosła się. Gałąź rozerwała tkaninę jej kurtki tak, że wystawała podszewka. Zdała sobie sprawę, że ktoś na nią patrzy. Chłopak stał niedaleko, obserwując ją dokładnie. Coś zabłyszczało w jego oczach, jak u kota, ale szybko zniknęło. Wyciągnął do niej rękę.
   -Przyszedłem po ciebie – powiedział. Jego głos drżał, jakby się denerwował lub dopiero co biegł.
   -Co? – spytała Zahra. Jedna ze słuchawek wypadła z jej ucha i zaplątała się w jej kruczoczarnych lokach.
   -Przyszedłem po ciebie, Zahra, to twoja kolej.

Dziewczyna strzepała resztę kurzu ze swoich spodni. Potknęła się o gałęzie, ale szybko złapała równowagę.
   -O czym ty gadasz? – spytała wychodząc z krzaków – i tak w ogóle skąd wiesz jak mam na imię?
   -Zahra, ty nie żyjesz. Przyszedłem, żeby cię zabrać. – spojrzał na nią z przekrzywioną głową, niczym pies. Dziewczyna spojrzała w jego niebieskie oczy. Światło lamp dobrze się w nich odbijało, przez co twarz chłopaka wyglądała jak u dziecka.
Zaśmiała się głośno.
   -Żartujesz sobie ze mnie.
   -Nie śmiej się. Ty nie żyjesz. Nikt się nie śmieje ze zmarłych...
   -Spaliłeś żart! – zrobiła kilka chwiejnych kroków w kierunku niebieskookiego – Okej, tyłek mnie cholernie boli, no i co?
   Chłopak wskazał palcem w górę, w kierunku mostu. Jej rower wciąż tam był.
   -Spadłaś stamtąd.
Zahra spojrzała w miejsce, które wskazywał jego palec.
   -No, miałam wielkie szczęście – powiedziała i pokuśtykała z powrotem na zbocze. Potrząsnęła lekko głową i zaśmiała się znowu. Martwa, ta jasne! Obróciła się. – Tak w ogóle jakim cudem zeszedłeś stamtąd tak szybko? – wskazała dłonią w stronę mostu, ale chłopaka tam dłużej nie było.
   -Och, wymyśliłam go? – wyszeptała i znów skierowała się w stronę zbocza.





Button bloga:

Nie bądźcie dla mnie zbyt surowi. Ciężko jest tłumaczyć, szczególnie, gdy nie uczę
się zbyt długo szwedzkiego. Tylko rok. Oczywiście jestem otwarta na każdą
krytykę, wskazówki. Jeśli sądzicie, że nic z tego nie będzie - nie będę kontynuowała.